Wiadomości

  • 24 grudnia 2020
  • 6 stycznia 2021
  • wyświetleń: 13746

[WIDEO] Tradycje na Trzech Króli w gminie Czechowice-Dziedzice

Uroczystość Objawienia Pańskiego - święto znane szerzej jako "Trzech Króli" jest związane z wieloma tradycjami i obrzędami. Część z nich dotrwała do naszych czasów niezmieniona lub tylko w niewielkim stopniu zmodyfikowana. Zawdzięczamy to starszym pokoleniom, które zachowały w swej pamięci kultywowane kiedyś zwyczaje. Jak ten dzień obchodzono na czechowickiej ziemi?

święta, boże narodzenie, stajenka
Portal czecho.pl i Miejski Dom Kultury życzą zdrowych i spokojnych świąt! · fot. pixabyay.com


Miejski Dom Kultury w Czechowicach-Dziedzicach zaprasza do wspominania - w cyklu eMDeK w sieci udostępnia fragmenty książki pt. "Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego" oraz filmy dokumentalne poświęcone świętowaniu, które powstały w oparciu o etnograficzne badania terenowe zrealizowane w latach 2010-2011 przez młodzież zrzeszoną w Kole Badaczy Kultury. Zapraszamy do lektury - poznamy ciekawe fakty dotyczące tradycji wigilijnych i bożonarodzeniowych, dnia św. Szczepana, Świętych Młodzianków, Sylwestra, Nowego Roku oraz święta Trzech Króli.

Młodzi badacze kultury wraz ze swoją naukową opiekunką, folklorystką dr Agnieszką Przybyłą-Dumin, przeprowadzili 114 wywiadów. Na ich podstawie, przy wsparciu literatury fachowej, opracowali rozdziały zamieszczone w publikacji, opisujące zwyczaje, obrzędy i wierzenia naszych okolic dotyczące świąt Bożego Narodzenia i przełomu roku.

Dzięki materiałom możemy poznać lub przypomnieć sobie tradycje poszczególnych dni świątecznego cyklu, które byly i są pamiętane lub kultywowane przez mieszkańców gminy Czechowice-Dziedzice.

Trzech Króli, 6 stycznia





Mimo że nie zawsze święto Trzech Króli było dniem wolnym od pracy, wierni starali się uczestniczyć we mszy świętej. Pan Stanisław Londzin powiedział: "Wszyscy starali się w tym dniu pójść do kościoła". Natomiast pani Maria Szkucik wspominała: "Tradycyjnie szło się na mszę, ale jakoś tam specjalnie nie była celebrowana".

W pamięci naszych respondentów zachował się również zwyczaj ustawiania tego dnia w kościelnych i domowych szopkach figurek Trzech Króli. Obecnie podobizny Mędrców są w niej stawiane już w momencie konstruowania stajenki przed Wigilią Bożego Narodzenia.

[...]

W trakcie mszy święcono kredę oraz wodę. Obecnie święci się je na użytek kościoła, dawniej wierni przynosili te przedmioty ze sobą, aby poświęcone wykorzystywać w gospodarstwie, kiedy staną się potrzebne. Wodę stosowano przy różnych okazjach, przede wszystkim podczas kolędy, czyli wizyty duszpasterskiej, w celu pobłogosławienia mieszkania. Zwyczaj święcenia nią domów i obejścia przez samych gospodarzy pamiętali nieliczni respondenci. W czasie choroby zalecane było upicie kilku jej łyków: "Wodę na przykład (...) kazano pić choremu". Zaledwie kilku z naszych rozmówców pamiętało, że wodę tę wykorzystywano w zabiegach magicznych (święcono zwierzęta hodowlane, odpędzano złe moce, odczyniano czary).

Jak wspomniano wyżej, w czasie nabożeństwa święcono także kredę. Najczęściej była ona wykorzystywana w momencie kolędy. Ministranci przyniesioną ze sobą kredą wypisywali na drzwiach inicjały Trzech Króli oraz rok, na który duszpasterz złożył błogosławieństwo. Ongiś parafianie robili to sami. Pamiętany jest ponadto, aczkolwiek przez nielicznych mieszkańców naszej gminy, zwyczaj obrysowywania święconą kredą łóżka chorego, co miało chronić go przed rozwojem dolegliwości lub infekcji.

[...]

Jak wspomniano w poprzednich rozdziałach, w czasie okresu bożonarodzeniowego istniał zwyczaj odwiedzania domów przez kolędników. W pierwszych dniach szczodrych byli to najczęściej pastuszkowie. W dniu Objawienia Pańskiego poza wyżej wymienionymi przychodzili także kolędnicy przebrani za Monarchów ze Wschodu: "Wiadomo, że chodzili Trzej Królowie (...) - przebierańcy, nieco inaczej ubrani. Nie jak pastuszkowie, tylko jak królowie". Zwykle nosili ze sobą gwiazdę, wykonaną z kolorowych materiałów, która często była ruchoma, a nawet podświetlana. Kolędnicy przebrani byli w kolorowe koce lub alby pożyczone z zakrystii pobliskiego kościoła. Korony były zrobione z tektury i oklejone kawałkiem staniolu lub folii metalowej, potocznie zwanymi "pozłotką" lub "sreberkiem". Do repertuaru, jaki przedstawiali, dodawano pieśń Mędrcy świata, Monarchowie. Przebieranie się za Trzech Mędrców nie było jednak regułą, nadal w tym czasie przychodzili pastuszkowie z szopkami. Kolędnicy dostawali zapłatę w formie słodyczy lub pieniędzy...


Źródło: Patrycja Kielesińska, Trzech Króli, 6 stycznia, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2012.

Film dokumentalny Tradycje zimowego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Jakub Bergel, Czechowice-Dziedzice 2012.

Okres noworoczny w gminie Czechowice-Dziedzice



Sylwester, 31 grudnia





31 grudnia nigdy nie był dniem wolnym od pracy, toteż wszelkie przygotowania do sylwestrowego wieczoru mogły mieć miejsce dopiero po wykonaniu codziennych czynności gospodarskich, spełnieniu domowych zobowiązań czy powrocie z pracy.

W czechowickich sołectwach przygotowania te na ogół nie ograniczały się tylko do tego, że "na Sylwestra panie dbały o kreacje, o sukienki, nowe buty, wszystko musiało być tak odsztyftowane", bowiem znaczna liczba mieszkańców naszego rejonu zaczynało przygotowania do wieczornej zabawy od udziału w kościelnym nabożeństwie.

[...]

Jednakże w tym dniu refleksja nad własnym życiem nie ograniczała się jedynie do udziału w obrzędzie religijnym, bowiem 31 grudnia sprzyjał swojego rodzaju rachunkowi sumienia, powiązanemu z rozmyślaniem na temat wydarzeń, które miały miejsce w ciągu minionego roku. Data graniczna skłaniała zarówno do osobistych przemyśleń dotyczących własnych sukcesów i porażek, jak i do wspólnego, krótkotrwałego zatrzymania się nad wynikami całorocznej pracy wszystkich członków rodziny, czyli do zastanowienia się "co się zrobiło tego roku (...) co mamy w przyszłym roku w planie". Rezultatem takich przemyśleń często było odczucie silnej potrzeby zmiany, które skutkowało złożeniem wewnętrznego "przyrzeczenia, że w następnym roku ktoś nie będzie palił, ktoś (...) nie będzie pił, ktoś będzie lepszy do żony czy do męża, czy dzieci będą grzeczniejsze".

Pragnieniu zmiany, przekształcenia, ulepszenia własnego życia towarzyszył zbiór określonych przekonań i zabiegów, które należało wykonać. Rozciągał się on od tych najbardziej rozpowszechnionych i utrwalonych w świadomości społecznej - na przykład oddanie tego, co pożyczone, uregulowanie bieżących spraw - po te, o których na naszym terenie pamiętają tylko nieliczne osoby: zażegnanie sporów, naprawa przedmiotów. Spełnienie któregokolwiek z takich magicznych zabiegów miało jeden cel: uzyskać przychylność losu. Wśród respondentów, zamieszkujących w Ligocie, Zabrzegu i Czechowicach-Dziedzicach, zdecydowanie najbardziej popularną z czynności mających nie tylko podłoże magiczne, ale także społeczne uzasadnienie, jest zwyczaj oddawania tego, co pożyczone "żeby nowy rok zacząć bez długu, bez niczego".

[...]

Porządek, panujący tego dnia w obrębie spraw finansowych, musiał zostać zaprowadzony również w budynku mieszkalnym. W naszym rejonie dbano bowiem, by w przysłowiowych czterech kątach panowała czystość ze względu na to, że "na drugi jest święto, to posprzątane musiało być". W ten dzień przywiązywano wagę również do stanu odzieży, konieczne było wypranie wszystkich zabrudzonych ubrań, ponieważ na Nowy Rok, jak mówi pani Wanda Socha "miało się nie zostawić nic brudnego (...), żeby na przyszły rok było wszystko czyste". Należało to jednak uczynić odpowiednio wcześnie, bowiem w niektórych domach obowiązywał zakaz wieszania mokrych części garderoby, gdyż wiszące pranie oznaczałoby "przenoszenie kłopotów poprzedniego roku na rok kolejny", lub też nakaz całkowitego wysuszenia odzieży tłumaczony w dwojaki sposób: "żeby zdążyło wyschnąć do Nowego Roku; (...) może to być związane z chorobą" lub "wierzyli, żeby nie wieszać prania na Nowy Rok mokrego - (...) mama to zawsze mówiła tak, że to dużo płaczu jest w domu".

[...]

Magiczna atmosfera tej nocy była niegdyś wzbogacana przez wierzenia, które dziś wywoływały uśmiechy na twarzach części naszych respondentów. Rzeczywiście informacja o niegdysiejszej wierze w to, że o północy pierwszego dnia Nowego Roku w kościele można zobaczyć zmarłych, może zdumiewać człowieka XXI wieku i naprawdę niewielu z mieszkańców sołectw pamięta o tych przekonaniach. Aczkolwiek jedna z zapytanych o nie mieszkanek Ligoty, przypomniała sobie, że słyszała niegdyś historię o kobiecie, która zimową porą

"siadła na łóżku i słyszy w kościele dzwony dzwonią (...). Ubrała się i leci do tego kościoła, przychodzi pod dzwonnice, żegna się, patrzy się, a tam wszystki babki (...). Zaglonda na jedne, a jedna idzie za nią i godo:

- Co ty tu robisz? Tu dzisiaj je nasze święto! Nie wolno tu być...

Wszystkie umarte. Patrzy: sąsiadka, tam jakiś kej koleżanka, tam ciotka, to ich tak tyle poznała..."


Źródło: Aleksandra Kubas, Sylwester, 31 grudnia, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2012.

Film dokumentalny: Tradycje zimowego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Jakub Bergel, Czechowice-Dziedzice 2012.

Nowy Rok, 1 stycznia





Wagę tego święta można dostrzec nie tylko w sposobach jego obchodzenia, ale również w wierzeniach, które mu towarzyszyły. Znaczenie przywiązywano na przykład do pogody, jaka była za oknem w tym dniu: sądzono, "że jaki Nowy Rok, taki może być cały rok", stąd też właścicielom gospodarstw i rolnikom z pewnością zależało, by 1 stycznia był ciepłym, słonecznym dniem. W naszym rejonie znane było również przysłowie "na Nowy Rok przybywa dnia na barani skok".

W dniu rozpoczynającym rok, ważne było, kim będzie osoba, która jako pierwsza przekroczy próg domostwa. Nadawano znaczenie temu, czy odwiedzającym będzie dziecko czy osoba dojrzała. Wierzono w przychylność przenoszoną przez dzieci do tego stopnia, że niekiedy starsze osoby zostawały w domu nawet przez cały dzień. Często, aby uprzedzić wizytę niepożądanego gościa i zapewnić bliskim szczęście, dzieci były wysyłane z życzeniami już wczesnym rankiem:

"Był zwyczaj, żeby do sąsiada czy tam do kogoś posłać (...) jakiegoś chłopczyka młodego z życzeniami, i to wcześniej chodzili, czasem o czwartej nad ranem".

"Wcześnie rano w Nowy Rok, to było trzeba wstać o piątej, ale przy śniegu zawsze jest dość widno, no i to się szło. (...) To byli sąsiedzi najbliżsi, z którymi się stale kontakt utrzymało. (...) Oni wiedzieli na pewno, że przyjdę, bo rodzice się dogadali, że mnie poślą. (...) Jeszcze chodziło o to, żeby być pierwszym! Pamiętam raz się zderzyłem z koleżanką, która przyszła i teraz, który pierwszy wystąpi? (...) Im młodszy, tym lepszy. Ja pamiętam do dzisiaj wierszyk, który deklamowałem:

Zbudził się roczek nowy

spieszy do was tymi słowy:

życzę wam wszystkiego dobrego,

czego życzycie sobie od Boga samego,

niech wam szczęście sprzyja,

niech nieszczęście dom wasz mija,

miejcie humor w każdej porze,

grosz w kieszeni, chleb w komorze,

w każdym kątku po dzieciątku".

Na terenach sołectw niebagatelne znaczenie miało, by dom odwiedziła jako pierwsza jak najmłodsza osoba ze względu na to, że "Nowy Rok miał być młody, im młodszy", tym lepiej. Dziecko przychodzące z życzeniami mogło liczyć na poczęstunek lub nagrodę, gdyż jak mówi pani Maria Maśka "to był taki zwyczaj, że się dawało i słodycze za to, czy tam jakiś paczuszek się robiło".

[...]

Szczęście mogło zapewnić również noworoczne, co prawda nie tak popularne jak sylwestrowe, winszowanie o północy, składanie życzeń. Choć miało ono miejsce przeważnie "jak się szło, jak się kogoś spotkało", to można jednak odszukać na naszym terenie mieszkańców, dla których, w odróżnieniu od innych naszych respondentów podkreślających obowiązujący w tym dniu zakaz odwiedzin, ważne było noworoczne odwiedzenie sąsiadów w celu złożenia im życzeń...


Źródło:Aleksandra Kubas, Nowy Rok, 1 stycznia, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2012.

Film dokumentalny: Tradycje zimowego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Jakub Bergel, Czechowice-Dziedzice 2012.

Zwyczaje bożonarodzeniowe w gminie Czechowice-Dziedzice


Wigilia





Dla mieszkańców naszego rejonu Wigilia, zwana również Wilją lub Wiliją "jest dniem specyficznym" przywoływanym jako "jedno z najsilniejszych wspomnień, bajkowy moment". Jednak, aby takim się stał, należało odpowiednio się przygotować.

[...]

Ze zbijaczką łączy się również piękna tradycja zwana wiljówką lub wigilijówką. Pod tymi nazwami kryło się praktykowane dawniej obdarowywanie różnymi wyrobami spożywczymi osób mniej zamożnych. Jak wspomina pan Józef Soszka z Bronowa:

"Na wsi była taka rzecz, że się zbijało najczęściej w grudniu (...) świnie. No to ktoś uciął krupnioka, salceson, boczek, spyrki (...) i to posyłał. (...) Moi rodzice na przykład, jak tam zabili, to posyłali. (...) Tośmy na wiljówke to nazywali. To taki jakiś podarek na wiljówkę, żeby się podzielić też czymś, że to są takie święta akurat, które właśnie przynoszą - przynoszą tą rzecz najważniejszą: żeby się dzielić z ludźmi".

[...]

Sam dzień Wigilii już od wczesnego rana jest czasem ogromu pracy, zwłaszcza dla gospodyń, na których zwykle ciąży obowiązek przygotowania wieczerzy. W wielu domach zaczyna się gotowanie potraw wigilijnych, piecze się ciasta, ciasteczka, wykonuje ostatnie porządki, ubiera choinkę. Z tym dniem związane jest również powszechnie znane przysłowie, które w pewien sposób wpływa na zachowanie domowników. Kierowane zwykle do dzieci słowa: "jak w Wigilię, tak przez cały rok", są odczytywane jako nakaz bycia grzecznym, miłym, pomagania rodzicom, a nawet - jak wspomina pani Maria Szkucik - "jak byłam bardzo mała, to się starałam nawet źle nie myśleć".

[...]

We wszystkich domach naszych rozmówców stół wigilijny jest nakryty białym obrusem, pod którym u większości respondentów znajduje się sianko "w nawiązaniu do tego, że się Pan Jezus w stajni urodził". Żywy jest również zwyczaj wkładania czy to pod obrus, czy też pod talerze banknotów lub monet, które można również trzymać w portfelu schowanym w kieszeni. Wszystko po to, aby "nie być bez grosza cały rok". Pomyślność finansową w nadchodzącym roku może również zapewnić suszona łuska wigilijnego karpia noszona w portfelu.

Obowiązkowo na stole znajduje się ponadto miód i opłatki. W większości domów w centralnym miejscu stoi krzyż oraz jedna lub dwie świece. Gospodyni kładzie również bochen chleba - "żeby go nie brakowało".

[...]

Na stole wigilijnym nie powinno zabraknąć, jak wspomniano wyżej, orzechów i jabłek, którymi częstowano się w trakcie wieczerzy, i z których później wróżono. Jak opowiada pani Jadwiga Sobiesiak: "wyciągało się cztery orzechy i każdy miał gwarantować zdrowie na jeden kwartał". Inni respondenci pamiętali, że losowano po jednym orzechu. Niezależnie jednak od ich liczby, zawartość skorupki informowała, jaki rok nas czeka. O dobrej kondycji zdrowotnej można się było również dowiedzieć, wróżąc z jabłka: "przecinało się jabłko w poprzek, jeśli to nasionko, gniazdo było zdrowe, to znaczy, że zdrowy będzie ten człowiek cały rok". Jabłko było pomocne też w innych zabiegach magicznych: "gospodyni dzieliła jabłko i każdemu po ćwiartce dawała, żeby zawsze wrócić do domu", pani Barbara Okolus dopowiada: "pamiętaj, kto cię częstuje jabłkiem, jeśli się zgubisz w lesie i przypomnisz sobie tę osobę, która cię częstowała", to odnajdziesz drogę.

[...]

Po spożyciu wieczerzy wigilijnej panny często wychodziły przed dom słuchać szczekania psa. Wierzono bowiem, że z której strony pies zaszczeka, z tej przyjdzie kawaler. W tym czasie gospodarz bądź gospodyni, nierzadko w towarzystwie dzieci, udawali się do stajni i stodoły, aby podzielić się opłatkiem ze zwierzętami. Najczęściej dzielono się z krowami i końmi. Pani Anna Hebda opowiada: "z kolorowym opłatkiem szliśmy wszyscy, głaskaliśmy i mama mówiła do krowy, głaskała i mówiła, żeby zdrowa była, dużo mleka dawała". Oprócz specjalnie dla nich przeznaczonych, kolorowych opłatków często zanoszono również niewielką ilość każdej potrawy, jaka znajdowała się na stole wigilijnym...


Źródło: Dagmara Tomiczek, Wigilia, 24 grudnia, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2012.

Film dokumentalny: Tradycje zimowego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Jakub Bergel, Czechowice-Dziedzice 2012.

Boże Narodzenie, 25 grudnia





W Boże Narodzenie, aby w pełni uszanować dzień przyjścia na świat Jezusa Chrystusa, należało powstrzymać się od wszelakich niepotrzebnych i ciężkich robót.

Wszystkie czynności gospodarskie, na przykład rąbanie drewna, przygotowanie jedzenia dla zwierzyny, pranie, mycie i tym podobne, musiały być wykonane przed Świętami, ewentualnie w dzień Wigilii. Część Czechowic-Dziedzic i okoliczne sołectwa z naszej gminy były obszarami gospodarskimi i wielu mieszkańców posiadało własne ziemie uprawne oraz zwierzęta. Możliwość oporządzania gospodarstwa była w tym dniu ograniczona: "Kto miał jakie zwierzęta, to tylko im zaniósł jedzenie i nic już więcej w oborze, żadnego obrządku nie robił". [...] Do niepotrzebnych prac należała w niektórych domach nawet tak codzienna czynność jak gotowanie.

[...]

Jak wspomniano we wstępie artykułu, okres Bożego Narodzenia był czasem, w którym więzi rodzinne zacieśniały się. W szczególności uważano za taki pierwszy dzień Świąt. Obowiązywał wówczas zakaz odwiedzania kogokolwiek. Należało go spędzić wyłącznie w gronie rodzinnym: "Był to dzień w towarzystwie rodziny spędzany. Wyjątkowo rodzinny, już się nie szło do żadnych znajomych, do żadnej rodziny. Tylko domownicy sami byli". Jednak wielu naszych respondentów wspomina, że w ten dzień spotykano się z rodzicami lub rodzeństwem spoza własnego ogniska domowego. Do rzadkości należało odwiedzanie sąsiadów, jednak sporadyczne wizyty także miały miejsce.

Współcześnie zwyczaj pozostawania we własnym domu zanika. Z racji rozproszenia rodziny ludzie często muszą pokonać duże odległości, aby spędzić z bliskimi ten wyjątkowy dzień. Nieraz przyczyną tych wyjazdów jest odwiedzanie cmentarzy i modlitwa nad grobami bliskich. Najstarsze pokolenie troszkę z goryczą mówi o przekształceniu dawnych tradycji, gdyż zwyczaje zakorzenione w latach dzieciństwa nie mają już dzisiaj odzwierciedlenia w życiu:

"Samo Boże Narodzenie to raczej była cisza niesamowito (...). Restauracje, wszystko było pozamykane. (...) W Boże Narodzenie to było kiedyś super wszystko przestrzegane, nie jak teraz. W domu spokojnie, ewentualnie po południu, pod wieczór się siadło, jakoś się powspominało czy się coś pośpiewało. No jak później już były telewizory, radio, no to się już tam trochę słuchało. (...) Kiedyś to były takie Święta - to pierwsze Święto spokojne. No, a jak już potem weszła cywilizacja (...), to już się to troszkę zmieniło. Potem już też i więcej ludzie chodzili w to pierwsze Święto jeden do drugigo czy się odwiedzali. Ale dawniej to było przestrzegane, że się w Boże Narodzenie do nikogo nie szło"...


Źródło: Renata Szweder, Boże Narodzenie, 25 grudnia, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2012.

Film dokumentalny: Tradycje zimowego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Jakub Bergel, Czechowice-Dziedzice 2012.

Świętego Szczepana, 26 grudnia





W drugi dzień Świąt, 26 grudnia, panowała swobodniejsza atmosfera niż w Boże Narodzenie. Zostało to potwierdzone u niemalże wszystkich naszych rozmówców.

Zakaz składania wizyt sąsiadom i znajomym charakterystyczny dla pierwszego Święta przestawał obowiązywać. Wręcz przeciwnie, ludzie chętniej wychodzili z domów i wzajemnie się odwiedzali. Był to nieodłączny element obchodów świętego Szczepana. Nowo przybyli składali sobie życzenia (także "żeby się zaś na przyszły rok spotkali") i najczęściej dzielili się z domownikami opłatkiem. Czasami, w momencie wejścia do mieszkania, śpiewano kolędy, na przykład Przybieżeli do Betlejem czy Do szopki, hej pasterze.

[...]

Ważnym wydarzeniem mającym miejsce w dniu świętego Szczepana było święcenie owsa odbywające się w kościele, a dawniej również obsypywanie nim parafian lub księdza. Zazwyczaj owies przynoszono na sumę.

[...]

Tradycja sypania owsa przybierała różną postać. Czasami obrzucano nim osoby stojące nieopodal lub rzucano owsem z chóru na wszystkich zebranych, także księdza. Częściej jednak młodzi mężczyźni obrzucali nim panny:

"bombardowanie tym owsem wszystkich naokoło, a szczególnie kawalery ładowały go w panny. I pełno: we włosach, wszędzie miały tego. (...) Wtedy były czapki - to na tych czapkach, chustkach się to wieszało. Ale na kościele było równo owsa nasypane, bo każdy niósł dwa kilo owsa albo więcej".

Wydarzenia te z uśmiechem wspomina pani Stefania Jakubiec z Czechowic-Dziedzic:

"Ja na przykład miałam kiedyś kapelusz na głowie. To jak się msza skończyła, to musiałam z tego kapelusza zesypywać ten owies, bo byłam tak zasypana tym owsem z góry".

[...]

Rzucanie owsa upamiętniało męczeńską śmierć Szczepana. Istnienie tego przekonania potwierdziło kilku naszych rozmówców: "to dlatego było, że ten święty Szczepan został ukamieniowany". Po mszy zabierano poświęcony, ale nierozrzucony owies ze sobą i wykorzystywano w różnorodny sposób: "żeby było na zdrowie dla koni, żeby, jak zasieje się go na wiosnę, żeby urósł, żeby był. Owies był ważny, nie tylko do jedzenia ludziom, ale zwłaszcza koniom". O dawaniu owsa zwierzętom pamięta pani Bronisława Brunowska z Bronowa: "dla zwierząt jako lekarstwo: (...) świnkom czy krowom to się mieliło, a konie to zjadły całe". Stosowano go również do zasiewu:

"Do wiosny się trzymało i rzucało się w ziemię potem. (...) Do worka, do maszyny - mój ojciec ziarno już maszyną siał - także to zmieszał z innym ziarnem i wyjeżdżał w pole".

Powody rzucania owsa do innych ziaren, które trafiały na pola pod zasiew, wyjaśnia pani Eleonora Distel z Zabrzega: "To została jakaś tradycja do siewu (...), żeby był urodzaj"...


Źródło: Renata Szweder, Świętego Szczepana, 26 grudnia, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2012.

Film dokumentalny: Tradycje zimowego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Jakub Bergel, Czechowice-Dziedzice 2012.

Świętego Jana Apostoła, 27 grudnia





Niegdysiejsza przynależność 27 grudnia, uroczystości zwanej w tradycji kościelnej świętem Jana Apostoła, do bożonarodzeniowego cyklu obrzędowego została zatarta przez współczesną rzeczywistość.

Obowiązująca dawniej na terenie Polski nazwa "trzecie święto Bożego Narodzenia" nie funkcjonuje w świadomości społecznej mieszkańców naszego rejonu. Współcześnie na terenie Czechowic-Dziedzic i okolicznych sołectw nie łączy się uroczystości świętego Jana z obrzędami związanymi z Bożym Narodzeniem. Jest wprost przeciwnie, bardzo często wśród aktywnych zawodowo respondentów powtarza się opinia, że 27 grudnia jest dniem pozbawionym sakralnego wymiaru i jakichkolwiek znamion uroczystości "nie uznajemy tego jako trzeci dzień świąt", "to już się pracowało normalnie". Niejednokrotnie w wypowiedziach rozmówców można również usłyszeć, że święto Jana "jest to całkiem normalny dzień, niczym się niewyróżniający, dzień pracy". Obchody 27 grudnia w naszym rejonie wiążą się jednak nie tylko z powrotem do zawodowych zobowiązań, ale mieszczą w sobie inne formy tradycji, w tym tę podstawową i najważniejszą zarazem: coroczne święcenie wina.

[...]

Część z respondentów zapytanych o sposób postępowania z poświęconym napojem wymienia wzajemne częstowanie się winem - właśnie o takim zwyczaju wspominają pani Urszula Duława i pani Barbara Wiśniewska - "jak się przynosi to święte winko, to tam troszkę można udzielić komuś", "świecę i później wszystkim rozdzielam". Co ciekawe, czasem symbolicznie "częstowano w kościele". Wtedy ksiądz "msze odprawioł, później wino poświęcił, (...) postawił szklanki i każdemu z kielicha pół szklanki wina naloł".

Wszystkie osoby biorące czynny udział w obrzędzie święcenia wina potwierdzają, że takie wino przechowywano w domach. Większość z naszych rozmówców, zapytanych o powód takiego zachowania, jako przyczynę podaje leczniczo-profilaktyczne właściwości wina, które święcono "na lekarstwo". Poświęcony napój spożywano "w razie jakiejś choroby", na ogół jednak mieszkańcy nie potrafili wskazać konkretnego schorzenia, któremu wino miało zapobiegać...


Źródło: Aleksandra Kubas, Świętego Jana Apostoła, 27 grudnia, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2012.

Film dokumentalny: Tradycje zimowego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Jakub Bergel, Czechowice-Dziedzice 2012.

Świętych Młodzianków, 28 grudnia





Święto Młodzianków według wspomnień mieszkańców naszej gminy nie odznaczało się szczególną obrzędowością. Część naszych respondentów podkreślała, że był to zwyczajny dzień: "Z reguły normalny dzień, normalnie się pracowało". Współcześnie 28 grudnia ludzie także zazwyczaj udają się do pracy i nie uznają tego dnia za świąteczny.

Najczęściej wspominanym wydarzeniem święta Młodzianków była specjalna msza dla dzieci odbywająca się w kościele. Przed 28 grudnia ksiądz zapraszał najmłodszych parafian do uczestnictwa w tej szczególnej Eucharystii. Msza zazwyczaj odbywała się w godzinach porannych. Dorośli przyprowadzali na nią swoje najmłodsze potomstwo, niejednokrotnie borykając się ze złą pogodą, trudnymi warunkami drogowymi i dużą odległością, dzielącą ich domy od kościoła. Nie każde dziecko dobrze znosiło tę wędrówkę, dlatego rodzice starali się jak najbardziej ulżyć swoim pociechom: "Jak był śnieg, no to sanki się brało, czasami się wiozło na tą mszę". Najważniejszym momentem mszy było błogosławieństwo dzieci, które w niej uczestniczyły.

[...]

Rytuał ten był wykonywany z istotnych powodów. Według niektórych respondentów zapewniał dzieciom zdrowie. Inni natomiast tłumaczyli, że błogosławieństwo "to jakby taka ochrona (...) przed złem".

Czynności te upamiętniały ważne wydarzenia mające miejsce w czasie narodzenia Jezusa Chrystusa. Szczegółowo opowiedziała o tym jedna z mieszkanek Zabrzega:

"Mają swoich patronów te dzieci (...). Bo Herod, jak chciał zabić Pana Jezusa małego i mu się nie udało, to się wtedy zezłościł i kazał pozabijać wszystkie dzieci, chłopców, co się narodzili. (...) I był straszny przelew krwi wtedy. (...) To jest na pamiątkę tego męczeństwa, bo to już są męczennicy, (...) bo oni ponieśli straszną śmierć".

[...]

Ze świętymi Młodziankami wiąże się lokalna tradycja, kultywowana przez pewien czas w Ligocie. Od tego dnia wystawiane były jasełka reżyserowane przez państwa Nawalany. W grupie odgrywającej wydarzenia związane z narodzinami Jezusa Chrystusa znajdowało się około piętnastu dorosłych aktorów. W scenariuszu zawarty był opis sceny samych narodzin Chrystusa, rzezi niewiniątek, potępienia Heroda oraz dodatkowy akt pod tytułem "Igraszki z diabłem" na podstawie sztuki teatralnej czeskiego artysty Drdy. O przedstawieniu opowiedzieli mieszkańcy Ligoty, którzy odgrywali w inscenizacji swoje role. Jeden z nich z radością wspominał dawne dzieje: "Aktorzy byli tak dograni, że ludzie nawet płakali na tych jasełkach. (...) To trzeba było umieć zagrać. (...) Ten płacz tych dziecek grać, na tej scynie. (...) Ale jasełka, to było coś pinknego"...


Źródło: Renata Szweder, Świętych Młodzianków, 28 grudnia, [w:] Świat naszych przodków. Tradycje zimowego cyklu obrzędowego, oprac. Agnieszka Przybyła-Dumin, Czechowice-Dziedzice 2012.

Film dokumentalny: Tradycje zimowego cyklu obrzędowego na terenie naszej gminy, reż. Jakub Bergel, Czechowice-Dziedzice 2012.

ar / czecho.pl

źródło: MDK Czechowice-Dziedzice

Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "MDK" podaj

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.

Historyczne ciekawostki

Odkurzamy stare zdjęcia i niezwykłe historie mieszkańców Czechowic-Dziedzic oraz okolicznych miejscowości sprzed lat. Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych artykułach z tematu "Historyczne ciekawostki" podaj