Wiadomości
- 24 grudnia 2004
- wyświetleń: 1112
Wigilijne obyczaje
Wieczór wigilijny w tradycji polskiej jest najbardziej uroczystym i najbardziej wzruszającym wieczorem roku. W ten dzień nie liczą się żadne spory, wszyscy są dla siebie nawzajem życzliwsi i lepsi. Urządzając tradycyjną wieczerzę, dzieląc się opłatkiem, strojąc choinkę nie zawsze zdajemy sobie sprawę skąd wziął się dany obyczaj. O swojej tradycji warto wiedzieć więcej, zapraszam zatem do przeczytania tego tekstu.
Nazwa „wigilia” pochodzi od słowa łacińskiego wigilia, oznaczającego m.in. czuwanie, straż nocną. W potocznym rozumieniu słowo „wigilia” kojarzy się przede wszystkim z dniem poprzedzającym Boże Narodzenie, ze zwyczajami i obrzędami praktykowanymi tego dnia, zwłaszcza z uroczystą kolacją. W Polsce wigilia weszła na stałe do tradycji dopiero w XVIII wieku. Główną jej częścią jest uroczysta wieczerza, złożona z postnych potraw. Wieczerza ta ma charakter ściśle rodzinny. Zapraszamy na nią czasami oprócz krewnych, osoby mieszkające samotnie, aby choć tego dnia nie były same. Wieczerzę wigilijną rozpoczyna się, gdy na niebie ukazuje się pierwsza gwiazda. Czyni się tak zapewne na pamiątkę gwiazdy betlejemskiej, którą według Ewangelisty, św. Mateusza, ujrzeli Trzej Królowie.
Zanim domownicy zasiądą do wigilijnego stołu, należy wysłuchać słów Ewangelii oraz odmówić modlitwę. Honor czytania pisma świętego przypada głowie rodziny. Po modlitwie nadchodzi czas na wzajemne składanie sobie życzeń i dzielenie się opłatkiem. Jest to chyba najważniejsza, a z pewnością najbardziej wzruszająca część wieczoru. Zwyczaj ten oznacza wzajemne poświecenie się jednych dla drugich i uczy, że należy podzielić się nawet ostatnim kawałkiem chleba. Składamy sobie życzenia pomyślności, jesteśmy dla siebie serdeczni i życzliwi. Właśnie wtedy najłatwiej jest nam wybaczyć nawet zadawnione urazy. Najłatwiej też wzruszyć się do łez.
Znany i powszechny jest w naszych domach zwyczaj pozostawiania wolnego miejsca przy stole wigilijnym wyrażając w ten sposób pamięć o naszych bliskich, którzy nie mogą świąt spędzić z nami. Miejsce to może również przywodzić nam na pamięć zmarłych członków rodziny. Dawna tradycja nakazywała wręcz, aby nim usiądzie się przy stole, dmuchnąć delikatnie na siedzisko. W ten sposób dusze przodków zostawały zdmuchnięte i same już sadowiły się na wolnym miejscu. Wieczerza wigilijna jest posiłkiem postnym, ale nasi przodkowie potrafili mimo tego ograniczenia uczynić z niej prawdziwą ucztę, tak, że polski post słynął szeroko na całym świecie. W zamożnych domach szlacheckich i mieszczańskich wigilia składała się z dwunastu dań – tylu, ilu było apostołów. Dominowały dania rybne, przyrządzane na rożne sposoby, a zwłaszcza nie mogło zabraknąć słynnego karpia lub szczupaka w szarym sosie. Niekiedy dań rybnych było tyle, że tradycyjna liczba dwunastu potraw okazywała się niewystarczająca. Ale i na to była rada - wszystkie potrawy z ryb uznawano za jedno danie.
Wigilię otwierała jedna z tradycyjnych zup wigilijnych – najczęściej barszcz czerwony z uszkami, zupa grzybowa lub rzadziej – migdałowa. Oprócz dań rybnych podawano staropolski groch z kapustą, potrawy z grzybów suszonych, kompoty z suszonych owoców a także łamańce z makiem oraz ciasta, zwłaszcza świąteczny makowiec. Podawanie maku w Wigilię ma zapewniać domowi dobrobyt na cały przyszły rok. W każdym regionie Polski, oprócz tradycyjnie kojarzonych z wigilią dań, podaje się również potrawy charakterystyczne wyłącznie dla danego regionu. I tak na południu i wschodzie Polski zawsze musiała być tzw. kutia, którą przygotowywano z kaszy pszennej lub jęczmiennej z dodatkiem maku, miodu i bakalii. Na Śląsku jadło wigilijne było zawsze urozmaicone.
Niektórym produktom przypisywano właściwości magiczne. Wynikało to m.in. z dawnego, sakralnego wprost stosunku ludu do żywności, a także z lęku przed głodem i nieurodzajem. W trakcie wigilii (nieraz po wieczerzy) dzieci częstowano gotowanym jajkiem, aby nie zgubiły się w lesie podczas zbierania grzybów czy jagód. Należało też zjeść jabłko, aby gardło nie bolało, i orzecha, aby zapewnić sobie zdrowe zęby.
Tylko w naszym regionie na stole wigilijnym znajdzie się zupa – siemieniotka zwana też siemonką, podawana z kaszą jaglaną. Siemieniotka według wierzeń ludowych chroni przed świerzbem i wrzodami. Żona powinna choć spróbować kaszy, co sprawi, że mąż będzie oddawał wszystkie pieniądze i nie będzie ich przepijał. Kolejną śląską potrawą jest tzw. mocka czyli moczka. Jest to rzecz trudna do wyobrażenia dla mieszkańców innych regionów, określana jako coś w rodzaju musu ze specjalnego piernika i ogromnych ilości zmiksowanych suszonych i świeżych owoców, migdałów i orzechów. Jej smak wywołuje całą gamę reakcji od obrzydzenia aż po zachwyt. Pozostałe potrawy na śląskim stole to tradycyjne dania rybne, przyrządzane na wiele sposobów, pierogi z kapustą i grzybami oraz kompot z suszu. Skład dań jest oczywiście w każdym domu nieco inny, jednak te wymienione wyżej są obecne zawsze.
Po tak obfitej kolacji czeka nas jeszcze jedna przyjemność, czyli - ulubione zwłaszcza przez dzieci - obdarowywanie się nawzajem. Zwyczaj ten początek swój bierze jeszcze z rzymskich Saturnaliów. W późniejszych wiekach został przez Kościół nazwany Gwiazdką, gdyż prezenty wręczano, gdy na niebie zauważono pierwsza gwiazdę. Owa gwiazdę utożsamiano z Gwiazdą Betlejemską. Ponieważ tą częścią wieczoru wigilijnego najbardziej zainteresowane były dzieci, nic zatem dziwnego, że to one z największą niecierpliwością wypatrywały pierwszej gwiazdki na niebie. Powszechny dziś zwyczaj wręczania prezentów był w dawnej Polsce praktykowany tylko w wyższych sferach. Około połowy XIX wieku zaczął się przyjmować wśród mieszczan, najpierw pochodzenia niemieckiego, później wśród całej ludności miejskiej i u bogatszych chłopów. Mężczyzna przebrany za św. Mikołaja, rzadziej za św. Józefa, przynosił dzieciom na Gwiazdkę jabłka, pierniki, owoce i słodycze.
Dziś prezenty znajdujemy pod choinką, a zostawia je tam nie Mikołaj, który przecież odwiedza nas 6. grudnia, a – w zależności od regionu – Dzieciątko, Gwiazdka lub Aniołek. Na wigilię Bożego Narodzenia niemal każda polska rodzina dekoruje i umieszcza w swoim mieszkaniu choinkę. Jest to jedna z najmłodszych tradycji wigilijnych. Początkowo, w tym również na ziemiach polskich, popularna była „podłaźniczka”, czyli wierzchołek sosny, jodły lub świerku zawieszony u pułapu. Drzewko to miało chronić dom i jego mieszkańców od złych mocy. Choinki ubierano kiedyś w piernikowe figurkiludzii zwierząt, lukrowane kolorowo, posypane makiem. Tak ustrojona choinka pozostawała w domu do Trzech Króli. W wielu rejonach Polski zwyczaj ubierania choinki zadomowił się dopiero na początku XX wieku. Obecnie, dzięki technice wystrój choinek znacznie odbiega od dawnych prostych ozdób i palących się świeczek. Szklane bombki, elektryczne lampki i srebrne łańcuchy odpowiadają może duchowi czasów, ale nie mają już tego uroku, jaki posiadało tradycyjnie przystrojone drzewko.
Po wieczerzy wigilijnej rodziny zasiadają do wspólnego śpiewania kolęd. Nazwa „kolęda” pochodzi do łacińskiego słowa calendae, co oznaczało pierwszy dzień miesiąca. Z ową kalendą styczniową wiązał się zwyczaj składania sobie nawzajem darów i życzeń. Dlatego też na początku nazwa „kolęda” oznaczała pieśń noworoczną, w której zawarte były życzenia pomyślności i urodzaju na nowy rok. Chwaliła gospodarza i jego rodzinę oraz dziękowała za otrzymane dary. Takie kolędy śpiewane często pod oknami gospodarzy, kończące się prośbą o datek, znane były w różnych krajach słowiańskich, szczególnie na Ukrainie. Kolędę zaczęto uznawać za pieśń wyłącznie bożonarodzeniową dopiero w wieku XIX. Wspólne śpiewanie tych niezwykle wzruszających pieśni to jeden z najpiękniejszych zwyczajów polskich rodzin. Szkoda, że coraz częściej zastępują nas w tym, skądinąd nieraz znakomici, muzycy i piosenkarze. Dawniej po wieczerzy, oprócz śpiewania kolęd, w wielu częściach Polski praktykowano różne zwyczaje.
I tak, na Warmii i Mazurach, kiedy jeszcze biesiadnicy siedzieli przy stole, spod obrusa ciągnięto słomki. Jeśli wyciągnięto słomkę prostą, to osobę, która ją wyciągnęła, czekało życie proste, bez niebezpieczeństw. Jeśli słomka była pokrzywiona, to daną osobę czekało w przyszłym roku życie kręte.
Na Mazowszu resztki jedzenia dawano zwierzętom. Wierzono bowiem, że o północy, przynajmniej niektóre z nich, przemówią ludzkim głosem. Dotyczyło to zwłaszcza bydła, bo ono było obecne przy narodzinach Dzieciątka i w nagrodę otrzymało dar mówienia ludzkim głosem w noc wigilijną.
Na Podlasiu resztki wieczerzy ustawiano koło pieca, a przed nim ławę posypaną piaskiem lub popiołem. Pokarmy te były przeznaczonedla zmarłych przodków. Rano, po śladach na piasku, odgadywano kto przyszedł w nocy i czy w ogóle przyszedł.
Na Śląsku panny wiły przed wieczerzą wigilijną wianki, które wieczorem rzucały na drzewa. Jeżeli trzykrotna próba zarzucenia wianka powiodła się, znaczyło to, że w nadchodzącym roku dziewczyna wyjdzie za mąż. Rzucano też buty w kierunku drzwi, jeżeli pantofel obrócił się noskiem do drzwi, znaczyło to, że panna opuści dom, wychodząc za mąż. Na progu panny kładły kości, której pies chwycił pierwszą - tę również czekało rychłe zamążpójście. Psom i kogutom rzucano kromkę chleba zaprawioną czosnkiem, ażeby wzbudzić ich czujność. Gospodyni przed pójściem na spoczynek łupiny orzecha napełniała solą, przeznaczając po jednej dla każdego członka rodziny. Biada, jeżeli nazajutrz sól była roztopiona; jest to pewny znak śmierci tego, którego imieniem skorupa została nazwana.
W wielu rejonach Polski w ten wieczór wyruszali kolędnicy. Obowiązkowo musiały być minimum trzy postacie: bocian, koza i niedźwiedź. Bocian symbolizował nowy rok i nowe życie, koza - płodność, a niedźwiedź - wrogie siły przyrody, które należało obłaskawić.O północy w kościołach całej Polski jest odprawiana uroczysta msza nazywana Pasterką, na pamiątkę hołdu złożonego Bożemu Dziecięciu przez pasterzy.
Wiele się zmieniło w wigilijnej obrzędowości rodzinnej. Pierwsza gwiazdka wypada akurat wtedy, kiedy wszyscy domownicy wrócą już do domu. Żywa choinka bywa zastępowana sztuczną lub stroi- kiem z jodły i świerku, ze świecą i kilkoma bombkami. Kolędników spotkać możemy jedynie w małych wioskach – i to jeśli akurat mamy szczęście. Jednakże i dziś jest to święto obchodzone powszechnie i najbardziej emocjonalnie ze wszystkich dorocznych uroczystości.
W całej Polsce w wieczór wigilijny o zmierzchu pustoszeją ulice, zapalają się światła na choinkach i chyba wszyscy zgromadzeni przy stole z opłatkiem w ręku, niezależnie od przekonań religijnych i światopoglądu, czują się sobie bliżsi.
Justyna Gałka / Gazeta Pszczyńska
Nazwa „wigilia” pochodzi od słowa łacińskiego wigilia, oznaczającego m.in. czuwanie, straż nocną. W potocznym rozumieniu słowo „wigilia” kojarzy się przede wszystkim z dniem poprzedzającym Boże Narodzenie, ze zwyczajami i obrzędami praktykowanymi tego dnia, zwłaszcza z uroczystą kolacją. W Polsce wigilia weszła na stałe do tradycji dopiero w XVIII wieku. Główną jej częścią jest uroczysta wieczerza, złożona z postnych potraw. Wieczerza ta ma charakter ściśle rodzinny. Zapraszamy na nią czasami oprócz krewnych, osoby mieszkające samotnie, aby choć tego dnia nie były same. Wieczerzę wigilijną rozpoczyna się, gdy na niebie ukazuje się pierwsza gwiazda. Czyni się tak zapewne na pamiątkę gwiazdy betlejemskiej, którą według Ewangelisty, św. Mateusza, ujrzeli Trzej Królowie.
Zanim domownicy zasiądą do wigilijnego stołu, należy wysłuchać słów Ewangelii oraz odmówić modlitwę. Honor czytania pisma świętego przypada głowie rodziny. Po modlitwie nadchodzi czas na wzajemne składanie sobie życzeń i dzielenie się opłatkiem. Jest to chyba najważniejsza, a z pewnością najbardziej wzruszająca część wieczoru. Zwyczaj ten oznacza wzajemne poświecenie się jednych dla drugich i uczy, że należy podzielić się nawet ostatnim kawałkiem chleba. Składamy sobie życzenia pomyślności, jesteśmy dla siebie serdeczni i życzliwi. Właśnie wtedy najłatwiej jest nam wybaczyć nawet zadawnione urazy. Najłatwiej też wzruszyć się do łez.
Znany i powszechny jest w naszych domach zwyczaj pozostawiania wolnego miejsca przy stole wigilijnym wyrażając w ten sposób pamięć o naszych bliskich, którzy nie mogą świąt spędzić z nami. Miejsce to może również przywodzić nam na pamięć zmarłych członków rodziny. Dawna tradycja nakazywała wręcz, aby nim usiądzie się przy stole, dmuchnąć delikatnie na siedzisko. W ten sposób dusze przodków zostawały zdmuchnięte i same już sadowiły się na wolnym miejscu. Wieczerza wigilijna jest posiłkiem postnym, ale nasi przodkowie potrafili mimo tego ograniczenia uczynić z niej prawdziwą ucztę, tak, że polski post słynął szeroko na całym świecie. W zamożnych domach szlacheckich i mieszczańskich wigilia składała się z dwunastu dań – tylu, ilu było apostołów. Dominowały dania rybne, przyrządzane na rożne sposoby, a zwłaszcza nie mogło zabraknąć słynnego karpia lub szczupaka w szarym sosie. Niekiedy dań rybnych było tyle, że tradycyjna liczba dwunastu potraw okazywała się niewystarczająca. Ale i na to była rada - wszystkie potrawy z ryb uznawano za jedno danie.
Wigilię otwierała jedna z tradycyjnych zup wigilijnych – najczęściej barszcz czerwony z uszkami, zupa grzybowa lub rzadziej – migdałowa. Oprócz dań rybnych podawano staropolski groch z kapustą, potrawy z grzybów suszonych, kompoty z suszonych owoców a także łamańce z makiem oraz ciasta, zwłaszcza świąteczny makowiec. Podawanie maku w Wigilię ma zapewniać domowi dobrobyt na cały przyszły rok. W każdym regionie Polski, oprócz tradycyjnie kojarzonych z wigilią dań, podaje się również potrawy charakterystyczne wyłącznie dla danego regionu. I tak na południu i wschodzie Polski zawsze musiała być tzw. kutia, którą przygotowywano z kaszy pszennej lub jęczmiennej z dodatkiem maku, miodu i bakalii. Na Śląsku jadło wigilijne było zawsze urozmaicone.
Niektórym produktom przypisywano właściwości magiczne. Wynikało to m.in. z dawnego, sakralnego wprost stosunku ludu do żywności, a także z lęku przed głodem i nieurodzajem. W trakcie wigilii (nieraz po wieczerzy) dzieci częstowano gotowanym jajkiem, aby nie zgubiły się w lesie podczas zbierania grzybów czy jagód. Należało też zjeść jabłko, aby gardło nie bolało, i orzecha, aby zapewnić sobie zdrowe zęby.
Tylko w naszym regionie na stole wigilijnym znajdzie się zupa – siemieniotka zwana też siemonką, podawana z kaszą jaglaną. Siemieniotka według wierzeń ludowych chroni przed świerzbem i wrzodami. Żona powinna choć spróbować kaszy, co sprawi, że mąż będzie oddawał wszystkie pieniądze i nie będzie ich przepijał. Kolejną śląską potrawą jest tzw. mocka czyli moczka. Jest to rzecz trudna do wyobrażenia dla mieszkańców innych regionów, określana jako coś w rodzaju musu ze specjalnego piernika i ogromnych ilości zmiksowanych suszonych i świeżych owoców, migdałów i orzechów. Jej smak wywołuje całą gamę reakcji od obrzydzenia aż po zachwyt. Pozostałe potrawy na śląskim stole to tradycyjne dania rybne, przyrządzane na wiele sposobów, pierogi z kapustą i grzybami oraz kompot z suszu. Skład dań jest oczywiście w każdym domu nieco inny, jednak te wymienione wyżej są obecne zawsze.
Po tak obfitej kolacji czeka nas jeszcze jedna przyjemność, czyli - ulubione zwłaszcza przez dzieci - obdarowywanie się nawzajem. Zwyczaj ten początek swój bierze jeszcze z rzymskich Saturnaliów. W późniejszych wiekach został przez Kościół nazwany Gwiazdką, gdyż prezenty wręczano, gdy na niebie zauważono pierwsza gwiazdę. Owa gwiazdę utożsamiano z Gwiazdą Betlejemską. Ponieważ tą częścią wieczoru wigilijnego najbardziej zainteresowane były dzieci, nic zatem dziwnego, że to one z największą niecierpliwością wypatrywały pierwszej gwiazdki na niebie. Powszechny dziś zwyczaj wręczania prezentów był w dawnej Polsce praktykowany tylko w wyższych sferach. Około połowy XIX wieku zaczął się przyjmować wśród mieszczan, najpierw pochodzenia niemieckiego, później wśród całej ludności miejskiej i u bogatszych chłopów. Mężczyzna przebrany za św. Mikołaja, rzadziej za św. Józefa, przynosił dzieciom na Gwiazdkę jabłka, pierniki, owoce i słodycze.
Dziś prezenty znajdujemy pod choinką, a zostawia je tam nie Mikołaj, który przecież odwiedza nas 6. grudnia, a – w zależności od regionu – Dzieciątko, Gwiazdka lub Aniołek. Na wigilię Bożego Narodzenia niemal każda polska rodzina dekoruje i umieszcza w swoim mieszkaniu choinkę. Jest to jedna z najmłodszych tradycji wigilijnych. Początkowo, w tym również na ziemiach polskich, popularna była „podłaźniczka”, czyli wierzchołek sosny, jodły lub świerku zawieszony u pułapu. Drzewko to miało chronić dom i jego mieszkańców od złych mocy. Choinki ubierano kiedyś w piernikowe figurkiludzii zwierząt, lukrowane kolorowo, posypane makiem. Tak ustrojona choinka pozostawała w domu do Trzech Króli. W wielu rejonach Polski zwyczaj ubierania choinki zadomowił się dopiero na początku XX wieku. Obecnie, dzięki technice wystrój choinek znacznie odbiega od dawnych prostych ozdób i palących się świeczek. Szklane bombki, elektryczne lampki i srebrne łańcuchy odpowiadają może duchowi czasów, ale nie mają już tego uroku, jaki posiadało tradycyjnie przystrojone drzewko.
Po wieczerzy wigilijnej rodziny zasiadają do wspólnego śpiewania kolęd. Nazwa „kolęda” pochodzi do łacińskiego słowa calendae, co oznaczało pierwszy dzień miesiąca. Z ową kalendą styczniową wiązał się zwyczaj składania sobie nawzajem darów i życzeń. Dlatego też na początku nazwa „kolęda” oznaczała pieśń noworoczną, w której zawarte były życzenia pomyślności i urodzaju na nowy rok. Chwaliła gospodarza i jego rodzinę oraz dziękowała za otrzymane dary. Takie kolędy śpiewane często pod oknami gospodarzy, kończące się prośbą o datek, znane były w różnych krajach słowiańskich, szczególnie na Ukrainie. Kolędę zaczęto uznawać za pieśń wyłącznie bożonarodzeniową dopiero w wieku XIX. Wspólne śpiewanie tych niezwykle wzruszających pieśni to jeden z najpiękniejszych zwyczajów polskich rodzin. Szkoda, że coraz częściej zastępują nas w tym, skądinąd nieraz znakomici, muzycy i piosenkarze. Dawniej po wieczerzy, oprócz śpiewania kolęd, w wielu częściach Polski praktykowano różne zwyczaje.
I tak, na Warmii i Mazurach, kiedy jeszcze biesiadnicy siedzieli przy stole, spod obrusa ciągnięto słomki. Jeśli wyciągnięto słomkę prostą, to osobę, która ją wyciągnęła, czekało życie proste, bez niebezpieczeństw. Jeśli słomka była pokrzywiona, to daną osobę czekało w przyszłym roku życie kręte.
Na Mazowszu resztki jedzenia dawano zwierzętom. Wierzono bowiem, że o północy, przynajmniej niektóre z nich, przemówią ludzkim głosem. Dotyczyło to zwłaszcza bydła, bo ono było obecne przy narodzinach Dzieciątka i w nagrodę otrzymało dar mówienia ludzkim głosem w noc wigilijną.
Na Podlasiu resztki wieczerzy ustawiano koło pieca, a przed nim ławę posypaną piaskiem lub popiołem. Pokarmy te były przeznaczonedla zmarłych przodków. Rano, po śladach na piasku, odgadywano kto przyszedł w nocy i czy w ogóle przyszedł.
Na Śląsku panny wiły przed wieczerzą wigilijną wianki, które wieczorem rzucały na drzewa. Jeżeli trzykrotna próba zarzucenia wianka powiodła się, znaczyło to, że w nadchodzącym roku dziewczyna wyjdzie za mąż. Rzucano też buty w kierunku drzwi, jeżeli pantofel obrócił się noskiem do drzwi, znaczyło to, że panna opuści dom, wychodząc za mąż. Na progu panny kładły kości, której pies chwycił pierwszą - tę również czekało rychłe zamążpójście. Psom i kogutom rzucano kromkę chleba zaprawioną czosnkiem, ażeby wzbudzić ich czujność. Gospodyni przed pójściem na spoczynek łupiny orzecha napełniała solą, przeznaczając po jednej dla każdego członka rodziny. Biada, jeżeli nazajutrz sól była roztopiona; jest to pewny znak śmierci tego, którego imieniem skorupa została nazwana.
W wielu rejonach Polski w ten wieczór wyruszali kolędnicy. Obowiązkowo musiały być minimum trzy postacie: bocian, koza i niedźwiedź. Bocian symbolizował nowy rok i nowe życie, koza - płodność, a niedźwiedź - wrogie siły przyrody, które należało obłaskawić.O północy w kościołach całej Polski jest odprawiana uroczysta msza nazywana Pasterką, na pamiątkę hołdu złożonego Bożemu Dziecięciu przez pasterzy.
Wiele się zmieniło w wigilijnej obrzędowości rodzinnej. Pierwsza gwiazdka wypada akurat wtedy, kiedy wszyscy domownicy wrócą już do domu. Żywa choinka bywa zastępowana sztuczną lub stroi- kiem z jodły i świerku, ze świecą i kilkoma bombkami. Kolędników spotkać możemy jedynie w małych wioskach – i to jeśli akurat mamy szczęście. Jednakże i dziś jest to święto obchodzone powszechnie i najbardziej emocjonalnie ze wszystkich dorocznych uroczystości.
W całej Polsce w wieczór wigilijny o zmierzchu pustoszeją ulice, zapalają się światła na choinkach i chyba wszyscy zgromadzeni przy stole z opłatkiem w ręku, niezależnie od przekonań religijnych i światopoglądu, czują się sobie bliżsi.
Justyna Gałka / Gazeta Pszczyńska
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.