Wiadomości
- 4 września 2006
- wyświetleń: 2576
Z liną i adrenaliną...
Mimo młodego wieku Michał Szwed jest postacią w Czechowicach-Dziedzicach bardzo znaną, nie tylko zresztą w gronie rówieśników czy ludzi młodych. Nic jednak dziwnego, skoro dał się poznać w różnych dziedzinach aktywności społecznej.
Michał Szwed od 2000 roku należy do Grupy Ratowniczej PCK w Czechowicach-Dziedzicach. Jest także instruktorem w czechowickim Hufcu ZHP. Wspina się w grupie kolegów z Harcerskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego w Czechowicach-Dziedzicach. Organizuje wycieczki dla dzieci i młodzieży z ramienia Obywatelskiego Forum Samorządowego, podczas których wędruje w góry i opiekuje się nieletnimi turystami. Dał się poznać zwłaszcza w czasie słynnych już w okolicy "Rajdów za złotówkę" i "Przygód pod żaglami" oraz koloniach i obozach.
Życiowym mottem Michała Szweda jest pomaganie ludziom.
- Zaczęło się od "białej służby" podczas wizyty Jana Pawła II w 1999 r. w Sosnowcu. Przed spotkaniem z papieżem przeszedłem pierwszy, szesnastogodzinny kurs PCK i mogłem udzielać pomocy w czasie tak podniosłego wydarzenia - powiada Michał Szwed. Mieliśmy przypadki omdleń, zasłabnięć, ran, a nawet złamań. Po raz pierwszy miałem wtedy kontakt z udzielaniem pierwszej pomocy. Wciągnęło mnie to i od 2000 roku jestem członkiem Grupy Ratownictwa PCK w Czechowicach-Dziedzicach. W 2003 r. założyłem też ratowniczą 15 Drużynę Harcerską "Archiprima", którą prowadziłem do czerwca ub. r., kiedy to powołano mnie do wojska - dodaje Michał Szwed.
Czechowicki ratownik bierze udział w największych imprezach nie tylko na Śląsku, lecz w całym kraju.
W tym roku był w 26-osobowej grupie ratowników, lekarzy i pielęgniarek z Czechowic-Dziedzic, która zabezpieczała polski Woodstock w Kostrzynie nad Odrą.
- Przez nasz szpital polowy przewinęło się ponad dwa tysiące osób w ciągu czterech dni. Najwięcej było zranień i omdleń oraz nietrzeźwych, którzy również wymagali pomocy. W naszym namiocie polowym nie udało się uratować jednej z osób, u której stwierdzono zatrzymanie akcji serca. Przyczyny śmierci miała wykazać sekcja zwłok, którą wykonano już po naszym wyjeździe z Kostrzyna - opowiada czechowicki ratownik.
Michał Szwed twierdzi, iż ratownikiem musi być osoba z powołania, która lubi i chce to robić. Jego zdaniem ratownik przede wszystkim nie może bać się krwi. Powinien też umiejętnie nawiązywać kontakty z ludźmi i mieć odpowiednie podejście do poszkodowanych, w tym także dzieci.
- Kiedyś z kolegą musieliśmy opatrzyć ranne w głowę dziecko, które początkowo zupełnie na to nie pozwalało. Wtedy jeden z nas musiał dziecko zagadywać, żeby nie płakało i nie broniło się przed opatrunkiem, a drugi w tym czasie opatrywał rannego - wspomina Michał.
Młody czechowiczanin nie ukrywa, że spotkał się już wiele razy z wyrazami uznania za udzieloną pomoc.
- Satysfakcją jest przede wszystkim uśmiech dziecka, a poza tym to, że ludzie pamiętają i kłaniają się na ulicy albo w inny sposób okazują wdzięczność. To daje poczucie spełnionego obowiązku, satysfakcję, że zrobiło się w życiu kolejną dobrą rzecz.
Jedną z życiowych pasji czechowickiego ratownika są góry. Pewnie dlatego włączył się on w nurt działalności Obywatelskiego Forum Samorządowego, które organizuje rajdy i wycieczki dla czechowickich dzieci i młodzieży.
- W czasie wypraw pod patronatem OFS dzieciaki przychodzą na dworzec i jadą za złotówkę. To wspaniale, że można im pomóc w zwiedzaniu Polski. Podczas wypraw z reguły zabezpieczam tyły, żeby nikt się nie zgubił. Nawet gdy byłem w wojsku, przyjeżdżałem na rajdy, żeby opiekować się dziećmi. Byłem także na obozie nad jeziorem Gołdapiwo. Wędrowaliśmy po lasach, braliśmy udział w spływie kajakowym. Zjeżdżaliśmy również na linie. Wspinaczka w wysokich górach jest bowiem jedną z moich kolejnych pasji - mówi Michał.
Umiłowanie gór przejawia się m. in. w zimowym wędrowaniu i przecieraniu szlaków. Michał Szwed bywał więc zimą na Rysach, Świnicy, Kościelcu i wielu innych, niższych szczytach. Pasjonuje go także zdobywanie jaskiń. Początkowo bywał w mniejszych jaskiniach, których penetrowanie nie wymaga dużej ilości sprzętu i nie zajmuje czasu. Z czasem zaczął zdobywać coraz większe i głębsze.
- Byłem m. in. w Jaskini Malinowej w Beskidzie Śląskim, w Jaskini Szpatowców, Piętrowej Szczelinie i bardzo ładnym Studnisku w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Zamiast do baru, chodzę po jaskiniach. Skłania mnie ku temu uroda gór i spokój. Poza tym w wysokich górach przebywają całkiem inni ludzie... Jeśli widzą, że jest potrzebna pomoc, to pomagają. Kiedyś załamał się śnieg na skałach pod naszym ciężarem, gdy szliśmy z kolegami z Doliny Pięciu Stawów na Kozią Przełęcz. Z gór schodzili dwaj panowie i od razu zapytali, czy nie trzeba pomóc. Na szczęście tylko z daleka groźnie to wyglądało, ale nic poważnego nikomu się nie stało.
Czechowickiego ratownika pasjonują przygody związane z podnoszeniem poziomu adrenaliny. Powiada, że jest jej dużo we krwi wówczas, gdy zjeżdża z góry na linie, zwłaszcza w jaskini. Trzeba wtedy bardzo uważać. Kolegów "jaskiniowców" łączy nie tylko adrenalina, lecz również... lina. Jeden na drugim musi polegać i wie, że się nie zawiedzie. Górskie przyjaźnie cementują także wspólne pobyty w schronisku i biwaki pod gołym niebem, kiedy snuje się ciekawe wspomnienia i analizuje coraz trudniejsze szlaki do zdobycia.
- Kiedy się grzęźnie w śniegu do połowy uda, człowiek dziwi się sobie: Co ja tu robię? Góry mają jednak to do siebie, że kiedy się wspinamy, zadajemy pytanie: Po co się tak męczę? Nigdy więcej! Gdy jednak wracamy, zaraz stawiamy inne pytanie. Kiedy znów tam pójdę? - twierdzi czechowicki taternik.
Jego marzenia sięgają jednak wyżej niż Tatry. Pragnie zdobyć Mont Blanc lub inne szczyty Alp oraz wybrać się na kaukaski Elbrus, a w przyszłości także w Himalaje. Zdaje sobie oczywiście sprawę z kosztów wyprawy. Tym niemniej od czegoś trzeba zacząć. Zwykle zaczyna się od marzeń...
Jan Picheta
Michał Szwed od 2000 roku należy do Grupy Ratowniczej PCK w Czechowicach-Dziedzicach. Jest także instruktorem w czechowickim Hufcu ZHP. Wspina się w grupie kolegów z Harcerskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego w Czechowicach-Dziedzicach. Organizuje wycieczki dla dzieci i młodzieży z ramienia Obywatelskiego Forum Samorządowego, podczas których wędruje w góry i opiekuje się nieletnimi turystami. Dał się poznać zwłaszcza w czasie słynnych już w okolicy "Rajdów za złotówkę" i "Przygód pod żaglami" oraz koloniach i obozach.
Życiowym mottem Michała Szweda jest pomaganie ludziom.
- Zaczęło się od "białej służby" podczas wizyty Jana Pawła II w 1999 r. w Sosnowcu. Przed spotkaniem z papieżem przeszedłem pierwszy, szesnastogodzinny kurs PCK i mogłem udzielać pomocy w czasie tak podniosłego wydarzenia - powiada Michał Szwed. Mieliśmy przypadki omdleń, zasłabnięć, ran, a nawet złamań. Po raz pierwszy miałem wtedy kontakt z udzielaniem pierwszej pomocy. Wciągnęło mnie to i od 2000 roku jestem członkiem Grupy Ratownictwa PCK w Czechowicach-Dziedzicach. W 2003 r. założyłem też ratowniczą 15 Drużynę Harcerską "Archiprima", którą prowadziłem do czerwca ub. r., kiedy to powołano mnie do wojska - dodaje Michał Szwed.
Czechowicki ratownik bierze udział w największych imprezach nie tylko na Śląsku, lecz w całym kraju.
W tym roku był w 26-osobowej grupie ratowników, lekarzy i pielęgniarek z Czechowic-Dziedzic, która zabezpieczała polski Woodstock w Kostrzynie nad Odrą.
- Przez nasz szpital polowy przewinęło się ponad dwa tysiące osób w ciągu czterech dni. Najwięcej było zranień i omdleń oraz nietrzeźwych, którzy również wymagali pomocy. W naszym namiocie polowym nie udało się uratować jednej z osób, u której stwierdzono zatrzymanie akcji serca. Przyczyny śmierci miała wykazać sekcja zwłok, którą wykonano już po naszym wyjeździe z Kostrzyna - opowiada czechowicki ratownik.
Michał Szwed twierdzi, iż ratownikiem musi być osoba z powołania, która lubi i chce to robić. Jego zdaniem ratownik przede wszystkim nie może bać się krwi. Powinien też umiejętnie nawiązywać kontakty z ludźmi i mieć odpowiednie podejście do poszkodowanych, w tym także dzieci.
- Kiedyś z kolegą musieliśmy opatrzyć ranne w głowę dziecko, które początkowo zupełnie na to nie pozwalało. Wtedy jeden z nas musiał dziecko zagadywać, żeby nie płakało i nie broniło się przed opatrunkiem, a drugi w tym czasie opatrywał rannego - wspomina Michał.
Młody czechowiczanin nie ukrywa, że spotkał się już wiele razy z wyrazami uznania za udzieloną pomoc.
- Satysfakcją jest przede wszystkim uśmiech dziecka, a poza tym to, że ludzie pamiętają i kłaniają się na ulicy albo w inny sposób okazują wdzięczność. To daje poczucie spełnionego obowiązku, satysfakcję, że zrobiło się w życiu kolejną dobrą rzecz.
Jedną z życiowych pasji czechowickiego ratownika są góry. Pewnie dlatego włączył się on w nurt działalności Obywatelskiego Forum Samorządowego, które organizuje rajdy i wycieczki dla czechowickich dzieci i młodzieży.
- W czasie wypraw pod patronatem OFS dzieciaki przychodzą na dworzec i jadą za złotówkę. To wspaniale, że można im pomóc w zwiedzaniu Polski. Podczas wypraw z reguły zabezpieczam tyły, żeby nikt się nie zgubił. Nawet gdy byłem w wojsku, przyjeżdżałem na rajdy, żeby opiekować się dziećmi. Byłem także na obozie nad jeziorem Gołdapiwo. Wędrowaliśmy po lasach, braliśmy udział w spływie kajakowym. Zjeżdżaliśmy również na linie. Wspinaczka w wysokich górach jest bowiem jedną z moich kolejnych pasji - mówi Michał.
Umiłowanie gór przejawia się m. in. w zimowym wędrowaniu i przecieraniu szlaków. Michał Szwed bywał więc zimą na Rysach, Świnicy, Kościelcu i wielu innych, niższych szczytach. Pasjonuje go także zdobywanie jaskiń. Początkowo bywał w mniejszych jaskiniach, których penetrowanie nie wymaga dużej ilości sprzętu i nie zajmuje czasu. Z czasem zaczął zdobywać coraz większe i głębsze.
- Byłem m. in. w Jaskini Malinowej w Beskidzie Śląskim, w Jaskini Szpatowców, Piętrowej Szczelinie i bardzo ładnym Studnisku w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Zamiast do baru, chodzę po jaskiniach. Skłania mnie ku temu uroda gór i spokój. Poza tym w wysokich górach przebywają całkiem inni ludzie... Jeśli widzą, że jest potrzebna pomoc, to pomagają. Kiedyś załamał się śnieg na skałach pod naszym ciężarem, gdy szliśmy z kolegami z Doliny Pięciu Stawów na Kozią Przełęcz. Z gór schodzili dwaj panowie i od razu zapytali, czy nie trzeba pomóc. Na szczęście tylko z daleka groźnie to wyglądało, ale nic poważnego nikomu się nie stało.
Czechowickiego ratownika pasjonują przygody związane z podnoszeniem poziomu adrenaliny. Powiada, że jest jej dużo we krwi wówczas, gdy zjeżdża z góry na linie, zwłaszcza w jaskini. Trzeba wtedy bardzo uważać. Kolegów "jaskiniowców" łączy nie tylko adrenalina, lecz również... lina. Jeden na drugim musi polegać i wie, że się nie zawiedzie. Górskie przyjaźnie cementują także wspólne pobyty w schronisku i biwaki pod gołym niebem, kiedy snuje się ciekawe wspomnienia i analizuje coraz trudniejsze szlaki do zdobycia.
- Kiedy się grzęźnie w śniegu do połowy uda, człowiek dziwi się sobie: Co ja tu robię? Góry mają jednak to do siebie, że kiedy się wspinamy, zadajemy pytanie: Po co się tak męczę? Nigdy więcej! Gdy jednak wracamy, zaraz stawiamy inne pytanie. Kiedy znów tam pójdę? - twierdzi czechowicki taternik.
Jego marzenia sięgają jednak wyżej niż Tatry. Pragnie zdobyć Mont Blanc lub inne szczyty Alp oraz wybrać się na kaukaski Elbrus, a w przyszłości także w Himalaje. Zdaje sobie oczywiście sprawę z kosztów wyprawy. Tym niemniej od czegoś trzeba zacząć. Zwykle zaczyna się od marzeń...
Jan Picheta
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.