Wiadomości
- 10 marca 2007
- wyświetleń: 8288
Najechał autem na łapę psa sąsiadki
Do kolizji z psem doszło na wąskiej drodze wyjazdowej z garażu. Zygmunt Płaszczewski z Czechowic-Dziedzic wycofywał swojego daewoo matiza i - jak twierdzi - nawet nie zauważył psa sąsiadki, który niepostrzeżenie wyskoczył zza rogu domu. Usłyszał tylko jego skowyt. Prokuratura w Pszczynie w całym majestacie swojego urzędu oskarżyła go o "znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem" nad zwierzęciem, bo "umyślnie przejechał po nim dwoma kołami". Pszczyński sąd na tej podstawie wymierzył kierowcy karę - musi zapłacić prawie tysiąc złotych.
- Pracuję długo w zawodzie, ale jeszcze nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś w czasie wycofywania auta celowo zamierzał najechać psa - mówi podinspektor Grzegorz Tabinowski z KW Policji w Katowicach.
Policja i prokuratura ustaliły, że Sara, ozdobny cocker-spaniel doznał następujących obrażeń: silnej kulawizny na prawą kończynę tylną, potłuczenia ciała, całkowitego zwichnięcia kości udowej prawej. Teraz ma się już dobrze. Nie kuleje i korzysta z wolności. Nadal biega po drodze wyjazdowej z garażu. Gorzej ma się Zygmunt Płaszczewski. Przed nim kolejna rozprawa sądowa - odwoławcza od wyroku pierwszej instancji.
- Całe zajście trwało 3-4 sekundy. Jak w tym czasie mogłem się znęcać nad psem? - pyta. - Drogę z garażu muszę pokonać wolno i ostrożnie, bo jest wąska i załamana. Muszę otworzyć i zamknąć bramę. Przejechanie samochodem na betonowym podłożu po małym psie, w dodatku specjalnie, spowodowałoby jego niechybną śmierć, a nie obrażenia przedstawiane mi w oskarżeniu.
Ale właścicielka Sary jest innego zdania. - Stałam za oszklonymi drzwiami i widziałam, jak wyjeżdżał tym swoim matizem, ale nie chciałam się z nim spotkać - mówi pani Danuta G. - Zamierzałam przeczekać, aż wyjedzie za bramę i wtedy wezmę psa do domu. Nagle usłyszałam straszny skowyt Sary. Łapę i trochę sierści miała pod kołem.
Od tego momentu różnią się zeznania zwaśnionych stron. Zygmunt Płaszczewski twierdzi, że zatrzymał auto, ruszył do przodu, aby uwolnić psa. Pani Danuta G. jest przekonana, że kierowca specjalnie przejechał po psie jeszcze raz i odjechał za bramę.
- I za to mam do niego pretensje. Nie udzielił psu pomocy - mówi. - Nie chciałam iść na policję, ale jego żona powiedziała, że jak mamy pretensje, to powinniśmy dzwonić na policję. No to zadzwoniłam.
Obie rodziny mieszkają w tym samym domu. Grunt wokół budynku podzielony jest tak, że każda z nich ma wydzieloną i ogrodzoną działkę. Wspólna jest droga dojazdowa i do garażu, i do budynku mieszkalnego. Na tej właśnie drodze lubi przebywać ozdoba rodziny G. - Sara.
- Goście przychodzą, a tu kupa na kupie. Robią to, żeby nam dopiec - twierdzi 67-letni Zygmunt Płaszczewski, z zawodu plastyk. O spokojnym życiu emeryta nie ma co marzyć. Nerwy ponoszą go nader często, a wtedy mówi, co myśli o wałęsającym się spanielu i jego właścicielce. O konflikt nietrudno.
W spory i pretensje zaangażowany został burmistrz Czechowic-Dziedzic.
- Próbowaliśmy wystąpić w roli mediatora, ale strony trwały przy swoim. Nie chcą zgody - mówi Marek Wróbel, komendant Straży Miejskiej. - Nie mamy prawa ingerować w ten spór, ponieważ pies porusza się po drodze leżącej wewnątrz prywatnej posesji. Nic nam do tego. Gdyby znajdował się na drodze publicznej - to miałyby zastosowanie przepisy regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie gminy: "Osoby utrzymujące zwierzęta domowe zobowiązane są do zapewnienia odpowiednich środków bezpieczeństwa dla otoczenia i właściwej opieki na nimi".
- Sara wałęsająca się po naszej drodze nie zapewnia bezpieczeństwa naszemu otoczeniu - przekonuje także żona skazanego kierowcy. - Radni uchwalili też, że należy usuwać zanieczyszczenia pozostawione przez te zwierzęta z terenów będący we wspólnym użytkowaniu, a tu jest pełno pozostawionych kup. Dlaczego ani prokuratura, ani sąd nie wzięły tego pod uwagę?
Więcej czytaj w Dzienniku Zachodnim.
- Pracuję długo w zawodzie, ale jeszcze nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś w czasie wycofywania auta celowo zamierzał najechać psa - mówi podinspektor Grzegorz Tabinowski z KW Policji w Katowicach.
Policja i prokuratura ustaliły, że Sara, ozdobny cocker-spaniel doznał następujących obrażeń: silnej kulawizny na prawą kończynę tylną, potłuczenia ciała, całkowitego zwichnięcia kości udowej prawej. Teraz ma się już dobrze. Nie kuleje i korzysta z wolności. Nadal biega po drodze wyjazdowej z garażu. Gorzej ma się Zygmunt Płaszczewski. Przed nim kolejna rozprawa sądowa - odwoławcza od wyroku pierwszej instancji.
- Całe zajście trwało 3-4 sekundy. Jak w tym czasie mogłem się znęcać nad psem? - pyta. - Drogę z garażu muszę pokonać wolno i ostrożnie, bo jest wąska i załamana. Muszę otworzyć i zamknąć bramę. Przejechanie samochodem na betonowym podłożu po małym psie, w dodatku specjalnie, spowodowałoby jego niechybną śmierć, a nie obrażenia przedstawiane mi w oskarżeniu.
Ale właścicielka Sary jest innego zdania. - Stałam za oszklonymi drzwiami i widziałam, jak wyjeżdżał tym swoim matizem, ale nie chciałam się z nim spotkać - mówi pani Danuta G. - Zamierzałam przeczekać, aż wyjedzie za bramę i wtedy wezmę psa do domu. Nagle usłyszałam straszny skowyt Sary. Łapę i trochę sierści miała pod kołem.
Od tego momentu różnią się zeznania zwaśnionych stron. Zygmunt Płaszczewski twierdzi, że zatrzymał auto, ruszył do przodu, aby uwolnić psa. Pani Danuta G. jest przekonana, że kierowca specjalnie przejechał po psie jeszcze raz i odjechał za bramę.
- I za to mam do niego pretensje. Nie udzielił psu pomocy - mówi. - Nie chciałam iść na policję, ale jego żona powiedziała, że jak mamy pretensje, to powinniśmy dzwonić na policję. No to zadzwoniłam.
Obie rodziny mieszkają w tym samym domu. Grunt wokół budynku podzielony jest tak, że każda z nich ma wydzieloną i ogrodzoną działkę. Wspólna jest droga dojazdowa i do garażu, i do budynku mieszkalnego. Na tej właśnie drodze lubi przebywać ozdoba rodziny G. - Sara.
- Goście przychodzą, a tu kupa na kupie. Robią to, żeby nam dopiec - twierdzi 67-letni Zygmunt Płaszczewski, z zawodu plastyk. O spokojnym życiu emeryta nie ma co marzyć. Nerwy ponoszą go nader często, a wtedy mówi, co myśli o wałęsającym się spanielu i jego właścicielce. O konflikt nietrudno.
W spory i pretensje zaangażowany został burmistrz Czechowic-Dziedzic.
- Próbowaliśmy wystąpić w roli mediatora, ale strony trwały przy swoim. Nie chcą zgody - mówi Marek Wróbel, komendant Straży Miejskiej. - Nie mamy prawa ingerować w ten spór, ponieważ pies porusza się po drodze leżącej wewnątrz prywatnej posesji. Nic nam do tego. Gdyby znajdował się na drodze publicznej - to miałyby zastosowanie przepisy regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie gminy: "Osoby utrzymujące zwierzęta domowe zobowiązane są do zapewnienia odpowiednich środków bezpieczeństwa dla otoczenia i właściwej opieki na nimi".
- Sara wałęsająca się po naszej drodze nie zapewnia bezpieczeństwa naszemu otoczeniu - przekonuje także żona skazanego kierowcy. - Radni uchwalili też, że należy usuwać zanieczyszczenia pozostawione przez te zwierzęta z terenów będący we wspólnym użytkowaniu, a tu jest pełno pozostawionych kup. Dlaczego ani prokuratura, ani sąd nie wzięły tego pod uwagę?
Więcej czytaj w Dzienniku Zachodnim.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.