Wiadomości
- 6 lutego 2014
- wyświetleń: 10056
Czechowiczanka z Afryki
Izabela Bogus z Czechowic-Dziedzic kilka miesięcy temu wyjechała jako misjonarka do Sudanu Południowego. Zajmuje się tam dziećmi ulicy - zaniedbanymi i porzuconymi. Na swoim blogu opisuje swój codzienny dzień i pracę.
Czechowiczanka wyjechała w okolice Wau, w Sudanie Południowym, gdzie salezjanie od 30 lat prowadzą Szkołę Techniczną. W szkolnej świetlicy na co dzień pracuje z dziećmi pozbawionymi opieki.
- Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział mi, że w przyszłości będę pracować na Misji - z pewnością zamknęłabym tą myśl w szufladce pt. NIEMOŻLIWE. Afryka zawsze była mi bliska - dzięki poznanym ludziom, całej masie przeczytanych książek i reportaży oraz wysłuchanych opowieści i obejrzanych filmów. Czułam się przygotowana na zetknięcie z "innym światem" i pełna nadziei, że smutne życie dzieci ulicy zmieni się na lepsze. Jednak rzeczywistość i warunki, w jakich żyją tutaj ludzie mnie zszokowała i wciąż ciężko mi się jest pogodzić z wieloma sytuacjami, które dotykają mieszkańców Wau - pisze na swoim blogu Izabela Bogus.
- Praca z chłopcami ulicy jest o tyle trudna, że nie widać zupełnie jakiejkolwiek poprawy warunków ich życia. Problemem jest ich duża niesystematyczność oraz nękające ich choroby i infekcje. Najważniejszą ich potrzebą jest zaspokojenie głodu, a jeden posiłek, który codziennie dla nich przygotowujemy, nie wystarcza. Dlatego większość z nich wieczorami wraca na ulicę, aby zebrać plastikowe butelki w okolicach targowiska, czy prosić właścicieli restauracji o resztki, jakie zostały na koniec dnia.
TO WCIĄŻ ZA MAŁO, NIE ROBIĘ PRZECIEŻ DLA NICH NIC NADZWYCZAJNEGO - ta myśl nie daje mi spokoju. Często czuję się bezradna i muszę sobie powtarzać, że przecież nie da się uratować wszystkich cierpiących ludzi. Robię to, co mogę i często to, czego nigdy wcześniej nie robiłam, jak np. opatrywanie ran. Początkowo było mi się ciężko przełamać, żeby dotknąć czekające na pomoc dziecko - z powodu zaniedbań higienicznych, większość ran się nie goi i rozrasta na kończynach. Teraz jest to dla mnie radość, bo widzę, jak wiele to dla nich znaczy i jak bardzo uśmierza ból.
Największym wyróżnieniem jest dla mnie to, że chłopcy zaakceptowali moją obecność wśród nich, a nawet nadali mi nowe imię. W języku Dinka, którym posługują się chłopcy, jestem po prostu Akual i to imię przylgnęło do mnie na dobre.
Nie chcę mówić o sukcesach ani efektach mojej pracy tutaj. Cieszą mnie wszystkie drobne sukcesy, które odnoszą chłopcy. Bo najważniejsze to dać im poczucie, że jest ktoś, kto się nimi interesuje - odrobinę Miłości, której wszyscy tak rozpaczliwie pragną. A przede wszystkim dać im Boga - chociażby miał to być tylko jeden chłopiec, w którym zapłonie ten ogień dodający siły do walki.
Niemal w tym samym czasie co Izabela Bogus na misje wyjechała inna czechowiczanka - Beata Zioberczyk. Pracuje jako misjonarka świecka Stowarzyszenia Misji Afrykańskich w Tanzanii. Pracuje w misyjnym szpitalu w Bugisi niedaleko Jeziora Wiktorii. Jest położną.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.