Wiadomości
- 7 lipca 2005
- wyświetleń: 877
Z Zagańczykiem do Sieny
12 lipca o godzinie 15.00 w holu Kina Świt odbędzie się spotkanie z autorem książki „Droga do Sieny” Markiem Zagańczykiem. Książka ukazała się w maju tego roku i już zyskała uznanie. Dla potwierdzenia tego zamieszczamy poniżej recenzję Elżbiety Sawickiej (Rzeczpospolita), która chyba najlepiej odda Wam charakter książki i obraz samego autora.
A.O. / czecho.pl
-----------------------------------------------------------------------
Pisanie o włoskim pejzażu po takich autorach jak Goethe, Stendhal, Muratow, a także Jarosław Iwaszkiewicz, Zbigniew Herbert i Gustaw Herling-Grudziński wymaga pewnej odwagi. A przede wszystkim decyzji - podróżować z nimi czy bez nich? Dla Marka Zagańczyka wybór jest oczywisty: wyłącznie z nimi! Z walizką pełną ich dzieł. Z całą biblioteką. "Droga do Sieny" - dedykowana Wojtkowi, zapewne Wojciechowi Karpińskiemu, autorowi "Pamięci Włoch" i "Fajki van Gogha" - jest napisana przez estetę dla estetów. To praca erudyty rozsmakowanego w literaturze i malarstwie, poszukiwacza piękna i harmonii, miłośnika kultury i natury. "Przyjechałem do Toskanii podziwiać obrazy - pisze Zagańczyk w rozdziale "Sen cyprysów". - To one miały dostarczyć mi wrażeń. Najsłynniejsze znałem z reprodukcji i licznych opisów. A jednak dopiero tu zrozumiałem, że trzeba widzieć je wraz z krajobrazem, oprawić w ramy codziennego życia". Książka składa się z dwóch części. W pierwszej znajdziemy szkice o krajobrazach Toskanii, Umbrii i Apulii (jest jeden swojski, o wsi nad Bugiem), a także o włoskich dziełach sztuki, do których pielgrzymują koneserzy, i o malarzach uwieczniających nieśmiertelny pejzaż z cyprysem. Najciekawszy, najżywiej napisany wydał mi się w tej części szkic "Wędrówki z vetturinem". Jego bohaterem jest francuski malarz Camille Corot (1796 - 1875), jeden z największych i najbardziej nowatorskich pejzażystów. Artysta nietuzinkowy pod każdym względem. Podróżując kilkakrotnie po Włoszech, ani razu nie odwiedził Kaplicy Sykstyńskiej, nie chodził do muzeów i nie czytał książek. W drugiej części "Drogi do Sieny" zamieszczono eseje poświęcone pisarzom, według klucza, który nie do końca jest dla mnie jasny. Wśród wybranych znaleźli się szwajcarski pisarz i podróżnik Nicolas Bouvier, autor znanej książki o Cejlonie "Ryba-skorpion", Anglik Bruce Chatwin piszący m.in. o Patagonii i aborygenach, Vita Sackville-West, zaprzyjaźniona z Wirginią Woolf angielska pisarka, która we wczesnej młodości odwiedziła majątek Potockich w Antoninach na Wołyniu - a więc twórcy, dla których doświadczenie podróży było istotne. Ale także noblista z 2001 roku V. S. Naipul, Giuseppe Tomasi di Lampedusa, autor "Lamparta" i wykładów o Szekspirze, oraz Jerzy Stempowski i Erwin Axer. O wszystkich da się oczywiście powiedzieć, że wędrują po ścieżkach krajobrazu kulturowego. I zdaje się, że to musi wystarczyć. Właściwie jest to księga zachwytu. Marek Zagańczyk nie kryje tego uczucia, pisze o nim często. Zachwycają go senne włoskie miasteczka, katedry, mosty, stare zamki. Pagórki Chianti i szczyt wulkaniczny Monte Amiata. Podobnie jest z dziełami sztuki: "W kościele Piotra i Pawła podziwiam tryptyk Ambrogia Lorenzettiego", "W muzeum przyglądałem się obrazowi Luki Signorellego. Piękna jest twarz św. Franciszka przyjmującego stygmaty", "Podziwiałem też św. Sebastiana w ekstazie".
Autor "Drogi do Sieny", jak już wspomniałam, nie jest sam w swoich wędrówkach. Przywołuje dziesiątki cytatów. Gregorovius, Camus, Baudelaire, Huxley, Edgar Morton Foster (ten od "Pokoju z widokiem"), Zygmunt Krasiński, Kraszewski, Chłędowski, Jan Kott, niemówiąc o patronach stale obecnych: Goethem, Iwaszkiewiczu i Herbercie. "Poruszał się zygzakiem między cytowanymi tekstami" - pisze Zagańczyk o metodzie Chatwina. Sam także opanował tę sztukę znakomicie. Nie mówię tego z przyganą. Może tylko z pewnym żalem, że ten nieustanny intensywny kontakt z tradycją literacką odsuwa na bok, a czasem zupełnie eliminuje współczesność i smak codzienności. Wśród tylu opisów piękna pejzażu - realnego i malarskiego - tak niewiele miejsca poświęcił autor temu, o czym wie przecież, że istnieje - "ramom codziennego życia". Nie ma w jego esejach napotykanych w drodze ludzi, nie ma zwierząt, maszyn rolniczych, billboardów reklamowych. Czy z pejzażu toskańskiego naprawdę zniknęły już poczciwe osiołki? A krowy, konie, kury - czy w ogóle istnieją? Żaby, ślimaki, jaszczurki? Na tytułowej drodze doSieny nie ma samochodów, traktorów, tirów ani wściekle ryczących skuterów. Panuje nierealna cisza. Autor, który z taką łatwością przechadza się po wyabstrahowanej przestrzeni kulturowej, mógłby nam czasem opowiedzieć coś zwyczajnego, tak jak opowiadał Jarosław Iwaszkiewicz o czerwonych sycylijskich pomarańczach, soczystych, najlepszych na świecie. Mógłby nam opowiedzieć na przykład, czy bazylię sprzedają Włosi na pęczki czy w doniczkach. Czy zdarza im się przypalić pizzę i o której godzinie najchętniej piją kawę. Jak wygląda oregano i czy eleganci z małych miasteczek nadal używają brylantyny do utrwalania swoich kunsztownych fryzur. Janusz Drzewucki swoją wydaną niedawno książkę o Zbigniewie Herbercie zatytułował "Akropol i cebula", ponieważ fascynuje go w twórczości autora "Labiryntu nad morzem" to niezwykłe połączenie wzniosłości i zwyczajności. W eseju "Akropol" erudycyjny opis słynnej starożytnej budowli górującej nad Atenami kończy Herbert zstąpieniem w noc i w dół: "Z dołu, u ubogiej dzielnicy Plaka, dochodził gwar banalny i codzienny. Białe domy jarzyły się wapnem w ciemności. W powietrzu unosiła się woń baraniny, oliwy i czosnku. Akropol w wieńcu cebulowych zapachów". Marek Zagańczyk "Drogą do Sieny" udowodnił, że potrafi pisać o Akropolu. Pisze o sztuce ze znawstwem, smakiem i czułością. Jego następnej książce przydałoby się trochę pieprzu i cebuli. Trochę codziennych, zwyczajnych smaków i zapachów.
Elżbieta Sawicka
A.O. / czecho.pl
-----------------------------------------------------------------------
Pisanie o włoskim pejzażu po takich autorach jak Goethe, Stendhal, Muratow, a także Jarosław Iwaszkiewicz, Zbigniew Herbert i Gustaw Herling-Grudziński wymaga pewnej odwagi. A przede wszystkim decyzji - podróżować z nimi czy bez nich? Dla Marka Zagańczyka wybór jest oczywisty: wyłącznie z nimi! Z walizką pełną ich dzieł. Z całą biblioteką. "Droga do Sieny" - dedykowana Wojtkowi, zapewne Wojciechowi Karpińskiemu, autorowi "Pamięci Włoch" i "Fajki van Gogha" - jest napisana przez estetę dla estetów. To praca erudyty rozsmakowanego w literaturze i malarstwie, poszukiwacza piękna i harmonii, miłośnika kultury i natury. "Przyjechałem do Toskanii podziwiać obrazy - pisze Zagańczyk w rozdziale "Sen cyprysów". - To one miały dostarczyć mi wrażeń. Najsłynniejsze znałem z reprodukcji i licznych opisów. A jednak dopiero tu zrozumiałem, że trzeba widzieć je wraz z krajobrazem, oprawić w ramy codziennego życia". Książka składa się z dwóch części. W pierwszej znajdziemy szkice o krajobrazach Toskanii, Umbrii i Apulii (jest jeden swojski, o wsi nad Bugiem), a także o włoskich dziełach sztuki, do których pielgrzymują koneserzy, i o malarzach uwieczniających nieśmiertelny pejzaż z cyprysem. Najciekawszy, najżywiej napisany wydał mi się w tej części szkic "Wędrówki z vetturinem". Jego bohaterem jest francuski malarz Camille Corot (1796 - 1875), jeden z największych i najbardziej nowatorskich pejzażystów. Artysta nietuzinkowy pod każdym względem. Podróżując kilkakrotnie po Włoszech, ani razu nie odwiedził Kaplicy Sykstyńskiej, nie chodził do muzeów i nie czytał książek. W drugiej części "Drogi do Sieny" zamieszczono eseje poświęcone pisarzom, według klucza, który nie do końca jest dla mnie jasny. Wśród wybranych znaleźli się szwajcarski pisarz i podróżnik Nicolas Bouvier, autor znanej książki o Cejlonie "Ryba-skorpion", Anglik Bruce Chatwin piszący m.in. o Patagonii i aborygenach, Vita Sackville-West, zaprzyjaźniona z Wirginią Woolf angielska pisarka, która we wczesnej młodości odwiedziła majątek Potockich w Antoninach na Wołyniu - a więc twórcy, dla których doświadczenie podróży było istotne. Ale także noblista z 2001 roku V. S. Naipul, Giuseppe Tomasi di Lampedusa, autor "Lamparta" i wykładów o Szekspirze, oraz Jerzy Stempowski i Erwin Axer. O wszystkich da się oczywiście powiedzieć, że wędrują po ścieżkach krajobrazu kulturowego. I zdaje się, że to musi wystarczyć. Właściwie jest to księga zachwytu. Marek Zagańczyk nie kryje tego uczucia, pisze o nim często. Zachwycają go senne włoskie miasteczka, katedry, mosty, stare zamki. Pagórki Chianti i szczyt wulkaniczny Monte Amiata. Podobnie jest z dziełami sztuki: "W kościele Piotra i Pawła podziwiam tryptyk Ambrogia Lorenzettiego", "W muzeum przyglądałem się obrazowi Luki Signorellego. Piękna jest twarz św. Franciszka przyjmującego stygmaty", "Podziwiałem też św. Sebastiana w ekstazie".
Autor "Drogi do Sieny", jak już wspomniałam, nie jest sam w swoich wędrówkach. Przywołuje dziesiątki cytatów. Gregorovius, Camus, Baudelaire, Huxley, Edgar Morton Foster (ten od "Pokoju z widokiem"), Zygmunt Krasiński, Kraszewski, Chłędowski, Jan Kott, niemówiąc o patronach stale obecnych: Goethem, Iwaszkiewiczu i Herbercie. "Poruszał się zygzakiem między cytowanymi tekstami" - pisze Zagańczyk o metodzie Chatwina. Sam także opanował tę sztukę znakomicie. Nie mówię tego z przyganą. Może tylko z pewnym żalem, że ten nieustanny intensywny kontakt z tradycją literacką odsuwa na bok, a czasem zupełnie eliminuje współczesność i smak codzienności. Wśród tylu opisów piękna pejzażu - realnego i malarskiego - tak niewiele miejsca poświęcił autor temu, o czym wie przecież, że istnieje - "ramom codziennego życia". Nie ma w jego esejach napotykanych w drodze ludzi, nie ma zwierząt, maszyn rolniczych, billboardów reklamowych. Czy z pejzażu toskańskiego naprawdę zniknęły już poczciwe osiołki? A krowy, konie, kury - czy w ogóle istnieją? Żaby, ślimaki, jaszczurki? Na tytułowej drodze doSieny nie ma samochodów, traktorów, tirów ani wściekle ryczących skuterów. Panuje nierealna cisza. Autor, który z taką łatwością przechadza się po wyabstrahowanej przestrzeni kulturowej, mógłby nam czasem opowiedzieć coś zwyczajnego, tak jak opowiadał Jarosław Iwaszkiewicz o czerwonych sycylijskich pomarańczach, soczystych, najlepszych na świecie. Mógłby nam opowiedzieć na przykład, czy bazylię sprzedają Włosi na pęczki czy w doniczkach. Czy zdarza im się przypalić pizzę i o której godzinie najchętniej piją kawę. Jak wygląda oregano i czy eleganci z małych miasteczek nadal używają brylantyny do utrwalania swoich kunsztownych fryzur. Janusz Drzewucki swoją wydaną niedawno książkę o Zbigniewie Herbercie zatytułował "Akropol i cebula", ponieważ fascynuje go w twórczości autora "Labiryntu nad morzem" to niezwykłe połączenie wzniosłości i zwyczajności. W eseju "Akropol" erudycyjny opis słynnej starożytnej budowli górującej nad Atenami kończy Herbert zstąpieniem w noc i w dół: "Z dołu, u ubogiej dzielnicy Plaka, dochodził gwar banalny i codzienny. Białe domy jarzyły się wapnem w ciemności. W powietrzu unosiła się woń baraniny, oliwy i czosnku. Akropol w wieńcu cebulowych zapachów". Marek Zagańczyk "Drogą do Sieny" udowodnił, że potrafi pisać o Akropolu. Pisze o sztuce ze znawstwem, smakiem i czułością. Jego następnej książce przydałoby się trochę pieprzu i cebuli. Trochę codziennych, zwyczajnych smaków i zapachów.
Elżbieta Sawicka
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.