Wiadomości

  • 27 października 2007
  • wyświetleń: 1437

Po Jasieniczance zostało suche koryto

Po Jasieniczance na końcowym odcinku jej biegu, przepływającym przez Ligotę w gminie Czechowice-Dziedzice, pozostało już tylko suche koryto. Jeszcze rok, dwa, a zarosną je samosiejki i nikt nie domyśli się, że w tym miejscu była kiedyś rzeczka.

– Trzydzieści lat temu pływałem w tej rzeczce razem z innymi dzieciakami – mówi Stanisław Słowik, sołtys Ligoty. – Dzisiaj w tym miejscu rosną chaszcze. Przecież szkoda tej naszej rzeczki – dodaje. – Tutaj nawet pstrągi pływały. Docierały aż z Jaworza, choć w tym miejscu rzeka już nie ma górskiego charakteru. A to znaczy, że była bardzo czysta, te ryby tylko w takich strumieniach żyją – wyjaśnia Władysław Janusz, wędkarz z Ligoty.

Rzeczka zanikała stopniowo od kilku lat. – Może z pięć lat jej nie ma – zastanawia się Andrzej Kobiela. Janusz też nie jest pewny, kiedy Jasieniczanka przestała płynąć wartkim nurtem, ale wydaje mu się, że było to jeszcze wcześniej. – Nikt tego nie zauważył, bo to nie stało się nagle. Wydawało się, że może jest to zjawisko przejściowe, spowodowane przez suche lata – dodaje Jan Siekliński.

Słowik na dobre przyczyną wyschnięcia Jasieniczanki zainteresował się wiosną, gdy został sołtysem. – Przyszli do mnie ludzie i powiedzieli, żeby coś z tym zrobić, bo rzeczka nie płynie – mówi. Wtedy ustalił prawdopodobną przyczynę: prowizoryczna zapora ułożona z betonowych prefabrykatów.

Tama zbudowana jest na Jasieniczance tuż obok wejścia do odnogi, Kanału Ligockiego, czyli kilkusetmetrowego przekopu łączącego Jasieniczankę z Wapieniczanką. Obie rzeczki zawsze płynęły równolegle do siebie, obie wpadały do Iłowniczanki, a ta do Wisły. Kanał wybudowano przed laty, aby w czasie powodzi, czy wezbrania wód, nadmiar mógł przepływać pomiędzy obu rzeczkami.

Dziś woda z Jasieniczanki płynie tylko do kanału, bo betonowa tama zagradza jej naturalną drogę. – Tylko, gdy przychodzi powódź, taka jak ostatnio we wrześniu, woda przepływa ponad tamą i zasila ostatni odcinek Jasieniczanki. Ale to rzadko, w innych okresach rzeczka jest martwa – mówi Wiesław Bieńko.

– Miejsce to jest odludne, nikt nie widział, jak tama powstaje. Więc nie wiemy, kiedy dokładnie ją budowano. Ale to jedyna wytłumaczalna przyczyna wyschnięcia naszej rzeczki – mówi sołtys. Zaczął się dowiadywać, czy budowa jest w ogóle legalna. – Kiedyś w latach 70. była zastawka w tym miejscu, ale mniejsza i drewniana. Miała tymczasowy charakter, wybudowano ją na okres prowadzonych wtedy prac regulacyjnych – mówi Kobiela.

Teraz woda z Jasieniczanki wpada najpierw do kanału, potem Wapieniczanki, część zasila pobliskie popegeerowskie stawy hodowlane. – Nikogo za rękę nie złapaliśmy, więc trudno rzucać oskarżenia. Właściciele stawów mówią, że z tamą nie mają nic wspólnego – wyjaśnia sołtys.

Według jego dotychczasowych ustaleń, nie ma nigdzie żadnego dokumentu ze zgodą na postawienie tamy w tym miejscu. Być może jest to więc zwykła samowola, tym bardziej, że betonowe prefabrykaty sprawiają wrażenie prowizorycznego ułożenia, a nie profesjonalnej budowli wodnej.

W wydziale ochrony środowiska bielskiego starostwa powiatowego nikt nie pamięta, aby w ciągu ostatnich kilku lat wydawano zgodę na przegrodzenie Jasieniczanki. – Można próbować szukać wcześniej, ale trzeba by przynajmniej wiedzieć, kiedy zostało takie zezwolenie wodno-prawne wydane – mówi Mirosław Szemla, wicestarosta bielski.

– Jeżeli mieszkańcom Ligoty na tym zależy, zainteresujemy się tą sprawą. Kontrola należy do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gliwicach, najprościej będzie zacząć od przeprowadzenia na miejscu inspekcji przez jego pracowników – dodaje Szemla.

super-nowa.pl

Reklama

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.